„Kto widział chociażby cień jeszcze tych zabaw, przyzna z rozrzewnieniem: jak ludzki, jak uprzejmy, gościnny, dobroduszny był ten naród; rodzina to jedna weseląca się razem, używająca darów swej błogiej ziemi. Ta gromada, podobna do alpejskiej śnieżycy, wzrastając coraz bardziej, gdzie spadła, to dlatego jedynie, ażeby wesołość pomnożyć, starożytny obyczaj zachować, serca zbliżać, wspólnych uciech doznawać, nie zaś klęski roznosić”
Taki oto piękny opis karnawałowych zabaw znalazłam ostatnio w jednej z publikacji z 1926 roku o dawnych zwyczajach w Polsce. Czyta się to z nostalgicznym uśmiechem na ustach, by po chwili dojść do wniosku, że przecież tak radosna, huczna zabawa to jedna z tradycji, które powoli odchodzą dziś w zapomnienie. Współcześnie kulminacyjnym punktem Karnawału jest przecież właściwie wyłącznie Tłusty Czwartek i związane z nim nierozerwalnie słodkie, smażone w głębokim tłuszczu przysmaki. W nie tak znowu odległej przeszłości tymczasem, cały okres Zapustów, od Trzech Króli do ostatkowego wtorku był okresem spotkań towarzyskich i przyjęć, których skala i forma dostosowane były do finansowych możliwości. W tradycji staropolskiej to w tym właśnie okresie często zawierano śluby, organizowano bale, maskarady z kolorowymi przebraniami, a szlachta – słynne kuligi. Okres ostatnich kilku dni zapustnych, poprzedzających Wielki Post nazywano „mięsopustem” a na stołach królowały solidne, tłuste i głównie mięsne potrawy.
Dziś, choć obchodzony mniej hucznie, Tłusty Czwartek wciąż pozostaje jedną z najskrupulatniej obchodzonych uroczystości w ciągu roku. Któż przecież ryzykowałby igranie z losem, gdy dla zapewnienia pomyślności (i na zapas przed pukającym już do drzwi okresem Wielkiego Postu) wystarczy najeść się pączków i kruchutkich, pysznych faworków?
Mam wrażenie, że w ogóle same te dwa, tak typowe dla Tłustego Czwartku, specjały wymuszają na nas chęć zabawy i spotkań towarzyskich. Jakoś łatwiej niż zwykle nawiązują się przy nich rozmowy w zakładach pracy, w kolejkach do ulubionych cukierni czy spontaniczne wizyty u sąsiadów czy rodziny żeby podzielić się własnego wyrobu smażonymi słodkościami, bo przecież ani faworków, ani tym bardziej pączków nie da się zrobić na potrzeby kilku zaledwie osób.
Tylko w ten dzień znaleźć też możemy w sobie na tyle silnej woli i determinacji, by cierpliwie stać nad gorącym tłuszczem i smażyć te ostatkowe przysmaki, przez dobrych jeszcze kilka godzin znosząc w domu staroświecki zapach smalcu. Cóż poradzić, skoro ani pączki ani faworki smażone na oleju nie smakują już tak jak powinny?
Przepis na chrust w każdej rodzinie wygląda nieco inaczej – ciasto różni się ilością, a nawet i rodzajem użytych składników. Innych zabiegów używa się również by zapewnić mu idealną konsystencję i napowietrzenie. Naturalnie, najbardziej spektakularnym elementem przygotowania chrustu jest uderzanie surowego ciasta wałkiem przez kilkanaście minut, co samo w sobie można poczytać sobie za wartość terapeutyczną.
Przepis, po który ja sięgam co roku w tym okresie pochodzi z 1917 roku. Znalazł też miejsce w mojej książce “Kuchenny Kredens. Polska kuchnia przedwojenna”. Jak z każdym przepisem na faworki, i tu – mąkę dodajemy stopniowo tak by gotowe ciasto pozostało wciąż nieco luźne i co za tym idzie – dało się pięknie napowietrzyć, wyrobić i rozwałkować na cieniutkie wstążeczki. Co ważne, do wałkowania nie podsypujmy stolnicy mąką – wrzucane potem na gorący smalec kawałki ciasta nie będą wówczas wytwarzać piany. Jeśli już o smalcu zresztą mowa, w wielu przepisach spotkałam się współcześnie z zaleceniami użycia termometru cukierniczego. Wydatek w przypadku tych słodkości wydaje mi się o tyle zbędny, iż temperaturę tłuszczu sprawdzić możemy wystarczająco skutecznie wrzucając na rozgrzany smalec niewielki kawałek ciasta – jeśli natychmiast niemal odskoczy od dna, można smażyć! Pamiętajmy również by wrzucać jedynie po kilka faworków, gdyż samo ciasto obniży o kilka stopni temperaturę smażenia. Ciekawostką jest, iż w dawnych podręcznikach kulinarnych wiele Autorek celem zniwelowania nieprzyjemnego zapachu tłuszczu podczas smażenia zalecało wrzucenie do garnka … kawałka surowego ziemniaka lub korzenia chrzanu! A jakie Wy macie sposoby na faworki i ich smażenie?
1 komentarz
Ewa
18 stycznia, 2021 at 10:58Chrust, faworki ich niepowtarzalny smak. coś wspaniałego co się nigdy nie zapomni. Na pewno zrobię.