Każdy z nas ma jakieś swoje ulubione smaki. Co więcej, znajomość kulinarnych upodobań u innych ludzi może okazać się bardzo użyteczną wiedzą o znaczeniu czysto praktycznym! Nawet jeśli nas los pokarał i mamy do gotowania dwie lewe ręce, a w dodatku akurat pecha – przygotowując najbardziej nawet banalny deser, ale za to w ulubionym przez kogoś smaku i tak zyskamy sobie oczywistą aprobatę. Warto pamiętać zatem o pozyskaniu takich strategicznych informacji w sytuacjach gdy chcemy zaimponować komuś na proszonej kolacji, gościmy wybredną teściową czy podejmujemy akurat starania by trafić do czyjegoś serca w myśl ludowej mądrości, że droga do niego prowadzi w prostej linii przez żołądek.
Jak to w życiu złośliwie czasem bywa, zasada ta działać może oczywiście w obie strony i więcej nam czasem skomplikować niż uprościć. Moja sąsiadka, pani Hela opowiedziała mi kiedyś historię o tym jak to lata temu jej rodzona siostra omal przez taką gastronomiczną omyłkę nie złamała mężowi kariery! Posłuchajcie!
Miało to miejsce lata temu, kiedy to mąż siostry pani Heli – Kazimierz, stanął wreszcie po dziewięciu latach rzetelnej, urzędniczej pracy przed wizją awansu. W Urzędzie ogłoszono konkurs na najlepszy projekt strategii poprawy efektywności działu. Wyczekiwana przez całą rodzinę promocja pana Kazika miała zmienić dla nich wszystko – siostra pani Heli (z głowy wyleciało mi zupełnie, jak biedaczka miała na imię!) już przymierzała w domu handlowym nową sukienkę, brała miarę na nowe mundurki szkolne dla dzieci a nawet obmyślała już jakie desery poda na kolacji, którą wyda dla uczczenia sukcesu męża dla najbliższej rodziny i znajomych! Jadzię z drugiego piętra przecież szlag trafi z zazdrości!
Zanim to wszystko miało jednak nastąpić, kierownik męża z żoną przyjść mieli do nich na kolację. Typ z kierownika był podobno okropny – gbur i krętacz, ale szef to szef. Panowie po posiłku mieli sobie na spokojnie porozmawiać przy koniaczku a pan Kazik opowiedzieć o szczegółach swojego projektu! Doskonale wiedział przecież jak usprawnić pracę działu po tylu latach pracy!
Gdy nadszedł dzień kolacji, wszystko dopięte było na ostatni guzik. Do gotowania i dekorowania stołu zaciągnięto nawet panią Helę, stąd właśnie dokładne pamiętała całą sytuację. Z siostrą wybrały jadłospis jak najbardziej wyszukany, w końcu mąż miał pokazać swój potencjał! Wszystko wyglądało idealnie, kierownik z żoną przybyli w wyraźnie doborowych humorach a tematów do rozmowy nie brakowało. Atmosfera taka utrzymywała się przez całe przystawki, zupy aż do momentu, gdy żona kierownika spróbowała ciasta, pani Hela niestety nie potrafiła przypomnieć sobie jakiego dokładnie bo miało strasznie dużo strasznie pracochłonnych warstw i nigdy potem już takiego nie robiły. Wystarczy jednak, że powiem, że twarz żony kierownika w ciągu bodaj dwóch minut zmieniła kolor kilkukrotnie z zielonkawego, przez niebieski aż po trupio-blady. Jakby tej rewii kolorów było jeszcze mało, biedaczka cała na buzi spuchła i zaczęła się krztusić! Wszyscy wpadli w popłoch zupełny, propozycje metod reanimacji stawały się coraz bardziej kuriozalne i dramatyczne, aż w końcu biedaczka zaczęła łapać oddech.
– Co też pani do tego ciasta dodała! – nieco już uspokojony widokiem żony kierownik rozpoczął uważną inspekcję swojego talerzyka. – Przecież to pachnie pomarańczami! Moja żona ma alergię na cytrusy, mogła się przecież udusić! To trzeba do szpitala!
Biedna gospodyni sama teraz pobladła! No ładne rzeczy, mało gościa nie otruła – jaki to wstyd! Tam przecież tylko olejek pomarańczowy i trochę skórki było! Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, pan Kazik ją jednak ubiegł! Jakby czort jakiś w niego wstąpił wyskoczył do kierownika:
– Hola hola! A co to też pan kierownik sugeruje?! Że moja żona to niby specjalnie dodała? Pół dnia spędziły z siostrą w kuchni, tyle pieniędzy poszło, tygodniówka prawie, a pan mi tu będziesz wymówki robił?! Przecież to trzeba uprzedzić jak ktoś zdrowia nie ma do jedzenia a nie się rzucać do talerza! Co pan sobie wyobraża!
Panowie omal sobie według relacji pani Heli do gardeł nie skoczyli, ale że żonę kierownika trzeba było zawieźć jednak względnie szybko do lekarza a gospodyni zaczęła na przemian uspokajać męża i przepraszać gości, obyło się bez jeszcze większych dramatów. Awansu pan Kazik co prawda nie dostał, ale może to i lepiej bo zebrał się tylko w sobie z tej złości i niedługo potem zmienił pracę. Od tej pory jednak za każdym razem goszcząc kogokolwiek siostra pani Heli robiła dokładny wywiad odnośnie ewentualnych alergii i upodobań gości. Olejku z pomarańczy unikała już zresztą potem jak ognia, chyba sama nabawiła się na niego z tego wszystkiego alergii!
Osobom uczulonym na cytrusy dzisiejszej babki polecić nie mogę! A szkoda, bo to moja ulubiona – cytrynowa! Kto uczulenia nie ma, może uważać się za szczęściarza bo babka wychodzi wyśmienita! Przepis znalazłam w książce jeszcze z 1904 roku, ale – i to akurat nieczęsto się zdarza, przepis zupełnie taki sam znalazlam jeszcze w dwóch innych pozycjach. Nie, że podobny czy inspirowany – no jakby żywcem z jednej książki do drugiej ktoś usiadł i przepisał. Po wykluczeniu możliwości popełnienia plagiatu przez kilku autorów naraz, wniosek pozostał mi jeden – przepis musi być tak dobry a proporcje tak dobrze dobrane, że widocznie recepturę wszyscy znają od lat. Przekona się tylko ten, kto sam zrobi ale gwarantuję, że takiej babki jeszcze nie jedliście! Choć biszkoptowa i bez odrobiny nawet masła, przez kilka dni pozostaje sprężysta i wilgotna bez żadnego nasączania! Wszystko za sprawą jednego składnika – cytryny, którą – uwaga! – gotujemy i ścieramy w całości, ze skórką. Mi najbardziej babka smakuje z lukrem, zwykłym lub cytrynowym. W dodatku zachodu jest z nią mniej niż z babami drożdżowymi. Polecam!
- 2 mniejsze cytryny lub 1 duża
- 10 jaj
- 200 g mąki pszennej
- 125 g mąki kartoflanej
- 300 g cukru
- Cytryny ugotować do miękkości i wystudzić. Wyjąć pestki i zetrzeć na drobnej tarce razem ze skórką.
- Oddzielić żółtka od białek. Białka ubić na sztywną pianę. Żółtka utrzeć na puszystą masę z cukrem i cytryną. Powoli i delikatnie łączyć białka z masą z żółtek, stopniowo przesypując mąką. Masę delikatnie przelać do dużej formy na babkę wysmarowanej masłem i wysypanej mąką. Piec ok 45 minut w 160 C. Po upieczeniu lekko wystudzić uchylając tylko drzwiczki piekarnika, by zapobiec opadnięciu babki.
2 komentarze
Joanna
15 kwietnia, 2017 at 05:28Witam
Mam niesprawny piekarnik i będę piekła w prodiżu, który ma grzałki gora,dol ile mnie więcej czasu powinnam piec babkę?
Dominika
20 czerwca, 2017 at 21:05przepiękna forma <3