Wertując stare książki kucharskie natknąć się czasem można na takie receptury, że żeby się waliło i paliło, człowiek rzuci wszystko i biegnie w te pędy do kuchni żeby rzeczone objawienie kulinarne przygotować. Wróć! Dla rzetelności poprzedniej mojej wypowiedzi, sama tu siebie zmuszona jestem sprostować, bo człowiek rzuci albo i nie rzuci, bo ciężko przecież pędzić radośnie kurcgalopkiem do kuchni w środku dnia pracy! Ba! Nawet jak się już z tej pracy wróci do domu i pomysł na potrawę wciąż się nam uparcie plącze po głowie, to i tak czasem najzwyczajniej w świecie może się tak zdarzyć, że najszczerszą siłą woli nie uda się po prostu ruszyć z kanapy i najrozsądniejszym wyjściem będzie w takiej sytuacji przekonanie siebie i domowników o konieczności wprowadzenia zdrowotnej, ścisłej diety. Najlepiej natychmiast! No chyba, że do domowników zaliczają się dzieci. Do odchudzania dzieci kategorycznie żebyśmy mieli wszyscy jasność – nie namawiam!
Obok takich właśnie jednak przepisów, co to za człowiekiem z maniakalnych uporem “chodzą’, są też i dania zupełnie niepozorne, które sobie kilkadziesiąt razy przebiegnę wzrokiem zanim przyjdzie mi w ogóle na myśl żeby takie coś przygotować i to też bez obłąkańczego entuzjazmu. I takie właśnie dania, drogie Panie, to są czasami cuda!
Jest z nimi zazwyczaj tak, że przychodzą na myśl kiedy akurat nas najdzie nagła potrzeba sytuacyjna. Nie inaczej było i z tym właśnie dzisiejszym przepisem na jedno z moich – od minionej soboty – ulubionych dań obiadowych, czyli z kotletami ze śledzia!
Całkiem niedawno zainspirowana jakimś zupełnie innym przepisem zakupiłam kilka śledzi. Zapał do przygotowania dania jakoś mi się jednak rozszedł po kościach, wszystkie siły życiowe przekierunkowałam zresztą chwilowo na zupełnie inne zajęcia, a filety gdzieś tam na dnie lodówki czekały. No i przyszła sobota. W sobotę tak się zdarzyło, że byłam wyjątkowo zabiegana i wiele mnie w domu nie widziano. W całym tym zabieganiu zresztą tak się dziwnie poskładało, że nikt nie pomyślał o zrobieniu jakiś sensownych zakupów spożywczych – ot, takie to właśnie głupie czasy! Mogę sobie teraz narzekać, ale fakt faktem, że gdy w końcu się ocknęliśmy, że chyba już pora zjeść obiad – w lodówce nie było wiele więcej niż kilka przypadkowych produktów i rzeczony śledź. I wtedy właśnie gapiąc się tępo w pożal się Boże zawartość własnej lodówki, przypomniał mi się przepis na kotlety śledziowe z jednej ze starych gazet. Order honorowy należy się temu, lub pewniej – tej, co te kotlety wymyśliła! No wspaniałe są i pojęcia bladego nie mam dlaczego jak żyję nigdy takich nie widziałam u nikogo na stole. Soczyste, cudownie wyraziste w smaku kotlety rybne – w dodatku zupełnie niekosztowne i proste w przygotowaniu! Co się nam gdzieś po drodze w świadomości kulinarnej poplątało, żeby w miejsce takich “biednych kotletów” jeść w kółko te nieszczęsne smażone kurczaki – Bóg jeden raczy wiedzieć! Ja kotlety ze śledzia podałam z kapustką, sosem grzybowym i nieco ładniej niż zwykle podanymi ziemniakami puree. Polecam!
- 6 filetów śledziowych
- kajzerka
- 1-2 jajka
- cebula
- masło, pieprz (soli nie trzeba)
- opcjonalnie: sos grzybowy lub kaparowy
- Śledzie wymoczyć co najmniej przez kilka godzin. Po tym czasie zemleć je w maszynce do mielenia lub bardzo drobno usiekać. Cebulę posiekać bardzo drobno i udusić na maśle do miękkości (można zastąpić solidną ilością szczypioru). Śledzia i cebulę połączyć z namoczoną w mleku kajzerką, jajkiem, przyprawami i całość dokładnie wymieszać na gęstą pastę, w razie konieczności regulując gęstość podsypując bułką tartą lub rozrzedzając dodatkowym jajkiem aż masa da się formować w kotleciki. Uformowane obtaczać w bułce tartej i smażyć z obu stron do zrumienienia. Podawać z sosem grzybowym lub kaparowym.
18 komentarzy
kulinarnagosia
2 lutego, 2017 at 19:29Super! Kolejny przepis ocalony od zapomnienia :) I to jeszcze z tak pięknym zdjęciem :) Pozdrawiam :)
Monika
5 lutego, 2017 at 12:10Ślicznie dziękuję za tak ciepłe słowa!
Atim Wilk
5 lutego, 2017 at 09:46dziś wypróbuję :) dam znać jak wyszły :) pozdrowienia przesyłam :)
Monika
5 lutego, 2017 at 12:08No to ja mocno zaciskam kciuki w takim razie żeby smakowały i czekam na wieści! :-) Pozdrawiam serdecznie!
Darek
5 lutego, 2017 at 15:17Koniecznie wypróbuję. Swoja drogą trochę zmodyfikuje dodając do masy trochę twarogu może np. fety. Opiszę po konsumpcji. ;)Pozdrawiam
eM.
5 lutego, 2017 at 22:53Czy śledzie mają być surowe, czy solone. Moczenie przez kilka godzin sugeruje solone, ale wolę zapytać.
Elzbieta
6 lutego, 2017 at 10:13Mnie też zainspirował ten przepis, jako, że śledzie lubię tylko w śmietanie do ziemniaczków, posłużę się podpowiedzią Darka i dodam ser twarogowy pozdrawiam Elżbieta
Monika
6 lutego, 2017 at 20:18To koniecznie dajcie proszę znać jak z tym twarogiem wyszły! Pozdrawiam!
irka
6 lutego, 2017 at 16:17Robię takie kotlety z zielonych śledzi – nie trzeba ich moczyć- tylko zaraz zemleć i cala reszta bez zmian !! Pozdrawiam
tynka
19 listopada, 2017 at 14:26Dziś były na obiad. Bardzo smaczne :)
Monika
19 listopada, 2017 at 17:58Strasznie się cieszę, że tak smakowały! <3 U nas też zagościły już na dobre w domowym menu bo systematycznie, co jakiś czas mąż się ich domaga :-)
Przemek
19 grudnia, 2017 at 19:37Jestem fanem śledzi i mieszkam w Gdańsku, czyli jakby na Kaszubach, gdzie podobno, jak już wyczytałem, kotlety śledziowe się jada, a nigdy o takich nie słyszałem. Nikt z mojej rodziny także. Chcę zatem zrobić je na wigilię. I tu pojawia się pytanie, na ile osób jest ten przepis z 6 filetów? I czy 1 filet to 1 płat? Dzięki serdeczne za inspirację!
Filip
20 grudnia, 2017 at 14:33Kotlety śledzie są nieodłącznym elementem menu wigilijnego u mojej babci. Potrawa przekazywana jest od pokoleń. Kotlety rewelacyjnie smakują z sosem chrzanowym obecnym na wigilijnym stole. Przepis taki sam, prosty i doskonały.
Monika
21 grudnia, 2017 at 22:13Ogromnie dziękuję za komentarz! Na ten przepis natknęłam się w niezliczonej wręcz ilości książek, jak i w prasie przedwojennej – musiał być bardzo popularny. Nigdy jednak nie spotkałam nikogo, w kogo rodzinie byłyby wciąż przygotowywane. Jestem przeszczęśliwa, że jednak były! Te właśnie najważniejsze smaki, które towarzyszą w niezmiennej formie kolejnym pokoleniom to coś szalenie ważnego, o czym pamięć należy pielęgnować. Podpisuję się również z pełnym przekonaniem – te kotlety są w smaku doskonałe!
Pozdrawiam serdecznie!
BrigetteJuicy
20 czerwca, 2018 at 19:23I often visit your website and have noticed that you don’t update
it often. More frequent updates will give your blog higher rank & authority
in google. I know that writing articles takes a lot
of time, but you can always help yourself with miftolo’s tools which will shorten the time of creating an article to a couple of seconds.
Rafał
23 października, 2018 at 21:05U mnie w domu kotlety śledziowe też są obowiązkowym daniem na Wigilię – kiedyś robiła babcia, teraz ja z synem i coraz częściej również poza Wigilią. Przepis trochę inny – razem ze śledziami mielimy duszoną cebulę i duszone pieczarki. Potem jajko, oczywiście bułka tarta (masa jest bardzo rzadka) i smażenie. Na 0,8 kg płatów śledziowych (solonych – konieczne wymoczenie przez noc) daję 0,4 kg pieczarek, 2 cebule i 2 jajka. Wychodzi ok. 20-25 małych kotlecików, czyli ok. 10 porcji.
Monika
27 listopada, 2018 at 19:07Od zawsze te kotlety są na naszym rodzinnym wigilijnym stole, najlepsze danie zaraz po pierogach z grzybami. Tylko jeśli dobrze pamiętam to babcia dodaje jeszcze mlecz ze śledzi, zamiast kajzerki środek chleba i posiekaną natkę pietruszki.
Anka
24 listopada, 2020 at 18:54Bardzo smaczne te kotleciki ze śledzia! Cała rodzina zajada się nimi.
Dziękuję za przepis!