Święta Bożego Narodzenia to czas, kiedy we wszystkich chyba domach sięgamy do tradycji. Nawet w tym okresie jednak tradycja tradycji bywa nierówna i niekiedy subtelne lub i całkiem istotne różnice dają o sobie znać nie tylko w kuchni. Poza ogólnym bowiem zarysem tradycyjnej wieczerzy, nie ma przecież jedynej słusznej listy potraw, które pojawić się mają na Wigilijnym stole. I dobrze, że nie ma! Istnieją przecież różnice w potrawach, którymi zastawiamy stół zależnie od regionu kraju, możliwości finansowych, zdolności kulinarnych pani domu lub po prostu – upodobań domowników. Gdy wszystkie te czynniki zebrać do kupy, okazuje się, że w pewnej mierze do pieczołowicie pielęgnowanej na przestrzeni pokoleń tradycji rodzinnej, każda z nas, kobiet, za swojego życia coś od siebie dokłada. Czasem zresztą tylko za pomocą takich właśnie innowacji możemy sięgnąć do “prawdziwej” tradycji – tej jeszcze sprzed setek lat i odkryć nieznane nam dotąd smaki.
Taka historyczno-kulinarna wolta to coś, o co pokusiłam się w tym roku testując przepisy ze starych książek. Obok dobrze mi znanych smaków, sięgnęłam zatem między innymi po kisiel żurawinowy (przepis znajdziecie tu) a także po kilka przepisów, które, choć w moim domu nigdy nie gościły na wigilijnym stole – dla wielu są elementem jak najbardziej tradycyjnym a poza tym, pozwalają na szalenie smaczne wcielenie w czyn słynnej polskiej gospodarności i spożytkowanie składników i tak przygotowywanych na okoliczność Świąt.
Jednym z tych przepisow są… łamańce z makiem. I choć wiele osób przeciera teraz zapewne oczy ze zdumienia, w moim domu taki deser nigdy nie gościł na wigilijnym stole. Byly makowce, bywała kutia (której każdy trochę skubnął – bo wypada – ale która zawsze przegrywała koniec końców w konkurencji z innymi specjałami) ale łamańców… nie było. I choć od dawna budziły moją ciekawość, nigdy nie było mi po drodze żeby ich spróbować. Nie robi się też w końcu masy makowej codziennie, co tym bardziej potrafi stanąć na drodze chęci takich eksperymentów!
Kiedy jednak po raz kolejny zawstydziłam się w duchu gdy przepis na łamańce mignął mi przed oczami wertując stare książki z mojej kolekcji wiedziałam, że przyszedł na nie właściwy czas. Zwłaszcza teraz, kiedy przygotowując farsz do makowców zawsze, ale to zawsze, coś niecoś się go ostanie. Łamańce bowiem to taki deser, którego przygotowanie – mając przyrządzoną bazę farszu – zajmie nam dosłownie chwilę, a stanowić mogą prawdziwą ozdobę stołu. W książkach z lat dwudziestych, masę polecano wyłożyć na kryształową (a jakże!) salaterkę i w takiej formie wbijać w nie kruche ciastka. Jeśli idzie o sam kształt łamańców, muszę przyznać, że z żadnym chyba wcześniej przepisem nie spotkałam się z tyloma rozbieżnościami. Być może autorki podręczników kulinarnych również chciały dołożyć swoją “cegiełkę” do świątecznej tradycji poprzez modyfikacje ich kształtu. W sześciu z książek, do których sięgnęłam porównując przepisy znaleźć można było zatem instrukcje by ciastka wycinać w formie: prostokątów, półksiężyców, okręgów wycinanych za pomocą szklanki, a także “na kształt leniwych pierogów”. Z pełnym zatem przekonaniem poradzę wszystkim – niech sobie każdy wycina jak chce, i tak będzie dobrze! Ciasteczka służyć mają do nabierania makowego farszu i przez Święta stanowią jedną z lepszych chyba słodkich przekąsek kiedy żołądek odmawia juz sił na kolejny kawałek pełnoprawnego ciasta.
Tym bardziej, że rady nie ma i mak na wigilijnym stole w takiej czy innej formie znaleźć się musi – choćby ze względu właśnie na tradycję. Szukając informacji o historycznym użyciu maku, zdziwiła mnie informacja, że … tłoczono z niego dawniej olej do okraszania potraw postnych. Na taką informację natknęłam się w opisie zwyczajów kulinarnych na dworze Władysława Jagiełły w opracowaniu Józefa Peszkego z 1903 r.:
Oleje do okrasy służyły różne, przedewszystkiem makowy i konopny, używane najpospoliciej. Kupowano je albo już gotowe, lub też nabywano mak i siemię konopne i z nich dopiero kazano wybijać olej, co czyniono może dla tego, aby mieć zawsze świeżo sporządzony, nie zjełczały. Zamiast olejów tych, ale wyłącznie tylko u stołu królewskiego posługiwano się też wytłaczanym z orzechów laskowych, oraz oliwą
Mówiąc zresztą o farszu makowym i w instrukcji jego przygotowania pojawiają się pewne różnice. Jedne podręczniki przedwojenne zalecają masę rozrzedzić niewielką ilością słodkiej śmietanki, inne – użycie jedynie miodu. Kwestię tę pozostawiam zupełnie indywidualnej preferencji Czytelnika lub jego własnej rodzinnej tradycji. Można i tak i tak.
Zanim przejdziemy płynnie do przepisu, w kwestii około-świątecznych ciekawostek nie mogłam odmówić sobie, by podzielić się jeszcze jednym znaleziskiem! To dopiero handlowy rozmach!
- 300 g mąki
- 200 g zimnego masła
- 100 g cukru pudru
- 1-2 żółtka
- szkl. maku
- 2 szkl. mleka lub wody (jak kto woli) do sparzenia maku
- 2/3 szkl miodu
- 120 g namoczonych rodzynków
- 120 g sparzonych i obranych migdałów
- opcjonalnie: skórka pomarańczowa
- Masło, cukier, żółtko i mąkę połączyć siekając wszystko nożem. Gdy składniki zaczną się łączyć, zagnieść szybko jednolite ciasto, po czym owinąć folią spożywczą i odłożyć do lodówki na 30-60 minut. Schłodzone ciasto rozwałkować cienko na stolnicy oprószonej mąką i wycinać ciastka w dowolnym kształcie. Smarować białkiem (opcjonalnie) i piec w funkcji góra-dół ok. 12-15 minut w piekarniku nagrzanym do 170 C aż zaczną nabierać złotego koloru.
- Mak opłukać i sparzyć kilka razy wrzątkiem, opcjonalnie gotować ok 15 minut w mleku (na najmniejszym ogniu). Odsączyć na drobnym sicie i zmielić kilka razy w maszynce (lub wzorem porad ze starszych książek - utrzeć w makutrze) Połączyć z miodem, rodzynkami i posiekanymi migdałami. Opcjonalnie, można dodać niewielką ilość słodkiej śmietanki dla rozrzedzenia masy.
- Gotową masę przełożyć do salaterki i przed podaniem, powbijać w nią pionowo ciastka.
Okrągłe, a może podłużne? W obu wariantach wspaniale sprawdzają się do nabierania nimi makowej masy!
Jeśli przygotujecie swoje, koniecznie podzielcie się wrażeniami lub zdjęciem!
Wesołych Świąt!
10 komentarzy
Ilona
22 grudnia, 2017 at 19:46Monika, pierwszy raz czytam twojego bloga, przepis na lamańce , ktore zawsze gosciły na wigilijnym stole w moim domu rodzinnym był zgoła inny.Otórz usprawiedliwia bardziej swą nazwę niż wycinane ciasteczka foremką.A mianowicie: masa makowa prygotowana podobnie jak u Ciebie, jednak ciasto? Robiło się podobnie do pierogowego , ale zarabianego ciepłym mlekiem z rozpuszczoną łyżką masła i dodatkiem niewielkim cukru pudru i jednego jajka.Takie ciasto walkowalo się dosć cienko w płaty i piekło na zloty kolor w całości.Po wyjęciu z piekarnika jeszcze ciepłe Łamało się w nieregularne kawałki.My zawsze podjadaliśmy takie suche, twarde, z rozkoszą.Rano, w dzień Wigilii w dużej misce robiło się …zupę z naszej masy makowej, tzn. Dodawalo się mleko pół na pół z wodą i wrzucalo do niej te twarde ciasteczka…Trzeba było co jakis czas zamieszać.Najczęściej miska stała w piwnicy i czekała na wieczór i swoją kolejkę …Rodzynki pęczniały, ciasteczka piły płyn i miękły, ale zachowywały swój kształt …łamańców właśnie.Trochę podobne to do śląskich makówek, ale nie takie ciapowate i duuużo smaczniejsze. Ten przepis pochodzi od mojego Taty, kresowiaka z Podlasia.Spróbuj kiedyś koniecznie, nie zawiedziesz się. pozdrawiam i życzę wspaniałych Świąt i całego Nowego Roku!??
Lucy
22 grudnia, 2017 at 20:54W moim rodzinnym domu na Suwalszczyźnie Wigilia była zawsze dniem postnym, co oznaczało brak jakichkolwiek jajek, nabiału i tłuszczu pochodzenia zwierzęcego ( czyli nawet masła) w potrawach przygotowywanych na tę wyjątkową kolację. Deserów z makiem zawsze było kilka, wśród nich łamańce z makiem. Rano piekło się blaty z ciasta robionego z mąki, oleju i wody z odrobiną soli. Cieniutkie ciasto wspaniale chrupało. Najlepsze było jeszcze takie cieplutkie prosto z piekarnika. To, co się uratowało przed domownikami było łamane i zalewane w salaterce dość rzadką masą makową, słodką i pyszną. Mmm…wspomnienie dzieciństwa.
Magda
6 stycznia, 2018 at 18:56Zrobiłam i potwierdzam – cudowny to przysmak, idealny na święta!
Monika
11 stycznia, 2018 at 20:27Magda, strasznie się cieszę, że łamańce smakowały! Zgadzam się w 100% – są idealne na Święta zwłaszcza, że przygotowuje się je właściwie “przy okazji” wszystkich innych, pracochłonnych przysmaków. Pozdrawiam serdecznie!
Kasia
10 grudnia, 2020 at 16:34U mnie lamaniec gosci od lat na swiatecznym stole. Te tradycje zawsze pielęgnowala moja mama. W tym roku po raz pierwszy ja musze te potrawe przygotować. Troche byla przez lata modyfikowana ale serce pizostalo. Zatem do roboty
Poolii
12 grudnia, 2021 at 12:02Nie znam wiele osób, którym łamańce w formie z mojego rodzinnego domu smakowałyby. Nawet żadne z 3 moihc dzieci ich nie je. Jednak ja robię je dla samej siebie, bez nich nie ma Wigilii. U nas to jest osobno podawane cieniusieńkie kruche słodkie ciasto pieczone jako nieregularne placki i połamane, masa makowa oraz mleko w dzbanku osłodzone miodem, bardzo zimne. Do miseczki należało nałożyć masę, posypać garścią pokruszonych łamańców i zalać mlekiem. Najpyszniejsza rzecz na świecie, moja tradycja i sma świąt ?
Anna
22 grudnia, 2021 at 11:16Witam, cieszę się, że znalazłam osoby, które też znają tą potrawę/deser:) dla mnie to najważniejsza potrawa wigilijna:) blaty cienkiego kruchego ciasta połamane na małe kwadraty czy prostokąty etc. I polane sosem makowym czyli makiem z bakaliami i miodem rozcieńczonym trochę zimnym mlekiem. Ulubiony smak dzieciństwa:) Pozdrawiam serdecznie miłośniczki i miłośników łamańców<3
Anonim
22 grudnia, 2021 at 19:34Moje łamańce to ciasteczka kruche wycinane radełkiem w kształcie małych rostokątów. Mak robiony podobnie. Przepis przywieziony przez moją babcię z dawnych ziem polskich tj ze Wschodu w 1945r. Robiła je babcia, potem moja mama, a od lat 70 ubiegłego wieku robię ja. Moje baaardzo dorosłe dzieci zawsze czekają na tę potrawę. Wesołych świąt!!! Pozdrawiam Małgosia z Lublina
Basia
28 listopada, 2022 at 02:41Łamańce są u nas od zawsze! Mój dziadek, wychowany we dworze na Kresach, nie miał pojęcia jak się je robi i historia rodzinna jest taka, że babcia robiła ciastka aż dziadek powiedział TO TO! U nas mają prostokątny kształt, są bardzo długie i wycinane radełkiem.
Basia
28 listopada, 2022 at 02:42Łamańce są u nas od zawsze! Mój dziadek, wychowany we dworze na Kresach, nie miał pojęcia jak się je robi i historia rodzinna jest taka, że babcia robiła ciastka aż dziadek powiedział TO TO! U nas mają prostokątny kształt, są bardzo długie i wycinane radełkiem.