Zacząć trzeba od tego, że anyż obojętnie w jakiej postaci – uwielbiam. Za aromat, za wygląd, za charakterystyczny smak. I choć dla wielu jest on przyprawą stosowaną głównie w okresie świątecznym, dzisiejsze ciasteczka – anyżki są dla mnie przekąską do kawy absolutnie całoroczną. No tym bardziej, kiedy pogoda w maju przywodzi na myśl zaawansowaną jesień! Takie ciasteczka wiele osób z pewnością pamięta z dawnych lat, sprzedawano je kiedyś w każdej niemal cukierni. W ostatnim czasie wydaje się, że stracić musiały nieco na popularności, bo widziałam je chyba tylko w jednym już miejscu, takim “z tradycjami”. Ponieważ poprzedni właściciele cukierni nie doczekali się dzieci, po ich śmierci biznes przeszedł w spadku w ręce kuzyna – pana Mirka, który o swoim nowym fachu nie miał bladego pojęcia. Miał za to dobre chęci, a ponieważ lokal dobrze jednak prosperował i miał oddanych klientów, pan Mirek postanowił trzymać się najpewniejszej w świecie strategii biznesowej – niczego nie ruszać, skoro działa! Wszystko robią zatem w zakładzie tak jak za poprzednich właścicieli, nawet grafik wypieków dla poszczególnych zmian pozostał ten sam. Próżno szukać u pana Mirka bezglutenowych ciast czy fikuśnych deserów jak wyjetych z Instagrama i zapewnia mu to tyle samo oddanych klientów, co takich co to się pokręcą, popatrzą i wyjdą z pustymi rękami. Moda często zatacza koło więc kto wie – może i takie staroświeckie wypieki wrócą jeszcze do łask a pan Mirek zbije swój wyczekany majątek?
Anyżki to leciutkie, małe biszkopciki z charakterystyczną, bladą “czapeczką”. Wyglądają jak lukrowane, choć wcale nie są. Za każdym razem, gdy wyjmuję blachę anyżków z pieca, ogarnia mnie taka sama radość na widok białych czapeczek, które pojawiły się w trakcie pieczenia. Takie biszkopciki to moim zdaniem doskonały dodatek do popołudniowej filiżanki kawy. Żaden tam deser popisowy, zupełnie zwykłe słodkości, które jednak zapadają w pamięć. Ponieważ niczym się ich nie nadziewa, doskonale się przechowują – najlepiej rzecz jasna w szczelnie zamkniętym pojemniku jeśli chcemy by zachowały chrupkość. Osobiście najlepiej smakują mi jednak właśnie na drugi dzień, kiedy nieco robią się mniej kruche. Ponieważ są malutkie i zupełnie nieskomplikowane w przygotowaniu, wychodzi ich zawsze licząc na blachy. Kto chce spróbować po raz pierwszy, z powodzeniem może przygotować ciasteczka z połowy podanych poniżej proporcji. I chociaż piszę, że przygotowanie tych ciastek jest nieskomplikowane, to coś za coś – trzeba sobie na nie poczekać. Żeby uzyskać charakterystyczny kształt grzybka, ciasto na anyżki musi się suszyć przez dobrych kilka godzin, najlepiej przez całą noc. Nie mam broń Boże na myśli suszenia w piekarniku, bo taki proces nie byłby wart ani zachodu ani wydatku. Po prostu wieczorem małe kleksy ciasta wyciskamy na blachę i fajrant – idziemy spać. Rano, po obudzeniu masa powinna być w dotyku zupełnie sucha. Blachę wystarczy już tylko włożyć do piekarnika na 12-15 minut i gotowe – wyjmiemy z pieca górę pachnących anyżem ciasteczek jeszcze przed poranną kawa! Czy można bardziej produktywnie rozpocząć dzień?!
- 4 jajka
- 300 g cukru
- 300 g mąki
- 2 łyżeczki zmielonego anyżu
- Jajka ubić z cukrem do białości. Stopniowo dodawać mąkę przesianą z anyżem. Masa powinna wyjść gęsta.
- Blachę do pieczenia wyłożyć pergaminem lub obsypać mąką. Za pomocą łyżki lub najlepiej - szprycy cukierniczej wyciskać niewielkie krążki, zostawiając pomiędzy każdym nieduży odstęp.
- Tak przygotowane zostawić na całą noc do obeschnięcia.
- Po 6-7 godzinach, gdy masa z zewnątrz będzie sucha w dotyku, ciasteczka włożyć do pieca nagrzanego do 160 C na ok. 15 minut aż baza ciasteczek zacznie się rumienić.
27 komentarzy
Pat
9 maja, 2017 at 14:29Znam te ciasteczka w wersji z olejkiem anyżowym.
mimi z piernikowa
17 maja, 2017 at 12:41jakiej wielkości były jajka?
Ewa KK
27 lipca, 2017 at 13:54Witaj, Mam pytanie. Robiłam ciasteczka dwa razy i niestety nie wychodzi mi “Biała czapeczka”, a raczej anyżowe biszkopciki. Co robię źle?
Monika
29 lipca, 2017 at 05:31Oj, to ewidentnie się nie dosuszyły przed włożeniem do pieca albo temperatura była za wysoka i zbyt raptownie urosły. Jak długo się suszyły? Czy można było dotknąć je przed pieczeniem palcem i była taka jakby skorupka, czy wciąż się “mazały”? Inna sprawa to piekarnik – każdy grzeje trochę inaczej i jeśli Twój ma tendencję do przegrzewania to sugerowałabym odrobinę zmniejszyć temperaturę – najwyżej będą się piekły chwilę dłużej.
Nie poddawaj się, ten efekt naprawdę jest powalający! Mnie również za pierwszym razem nie wyszła czapeczka – trzeba je wziąć na wyczucie ;-)
Pozdrawiam serdecznie!
Ania N
9 grudnia, 2017 at 09:05Znam ten przepis od mojej babci. Ciasteczka “od zawsze” gościły w naszym domu dokładnie w takiej wersji jaką pani opisała. Faktycznie kluczowe jest suszenie i delikatne pieczenie. Zastanawia mnie tylko jeden fakt – moja babcia ubijała zawsze jajka najpierw nad gorącą parą a później jeszcze na zimno ale czy to faktycznie coś zmienia? Nie wiem ;) Pozdrawiam
Ewelina
22 grudnia, 2017 at 06:48Ja właśnie kończę piec i uprzejmie donoszę, że białej czapeczki również brak ;) Spróbuję kiedyś raz jeszcze i może wtedy się uda.
Pozdrawiam i życzę spokojnych, zdrowych Świąt!
Magda
23 grudnia, 2017 at 07:49A ja zrobiłam 1raz i wyszły idealnie :) :) :)
Monika
29 grudnia, 2017 at 19:33Cudowne wieści!! Bardzo się cieszę! Sekret tych czapeczek tkwi w odpowiednio długim podsuszeniu przed pieczeniem – teraz, przy włączonym ogrzewaniu w domu zdecydowanie o to łatwiej. Mam nadzieję, że ciasteczka smakowały! Pozdrawiam serdecznie!
Karo!a
17 lutego, 2018 at 21:12Witam :)
Przymierzam się do upieczenia tych jakże uroczych ciasteczek. Jednak ilość cukru użyta w przepisie trochę mnie odstręcza. Jak Pani sądzi, ciasteczka mocno ucierpią, gdy dodam 200 zamiast 300 g cukru? Pozdrawiam serdecznie.
Monika
1 marca, 2018 at 21:54Nie tylko ciasteczka nie ucierpią, ale i trochę mniej nasza talia ;-) Można dodać 200 g :-)
Trzymam kciuki żeby wyszły pyszne!
Kasia
3 maja, 2018 at 12:17Można dodać ksylitol będzie zdrowiej o mniej kalorycznie ?
Agnieszka
17 czerwca, 2018 at 23:35Anyż gwiaździsty czy biedrzeniec ?
Ewa
29 stycznia, 2020 at 11:09Czy zamiast maki pszennej mozna uzyc ryzowej i ziemniaczanej? Jaki polecilaby Pani zamiennik bezglutenowy? :)
DANKA
20 października, 2020 at 12:00Świetne ciasteczka z mojego dzieciństwa. A ten zapach! CUDOWNY, taki idealny na jesienne chłody. “Czapeczka” wychodzi, ale w moim przypadku suszenie trwa całą dobę.
Dziękuję za przepis.
Anna
5 grudnia, 2020 at 11:19Suszyłam jedną partię 10 godzin, drugą całą dobę. Za każdym razem wyszły małe twarde placuszki bez czapeczki. Poszperałam w swoich szpargałach i znalazłam przedwojenny przepis mojej babci, w którym dodatkowo jest 1/2 łyżeczki soli rogowej czyli amoniaku. Pamiętam, że te robione przez babcię były wyrośnięte jak na Pani zdjęciach. Pozdrawiam
Wanda
6 stycznia, 2021 at 10:53Anno, to może jest kluczowy składnik?! W moim przypadku ciasteczka mimo gęstej konsystencji z czasem rozchodzą się na boki podczas suszenia. Po tym procesie, kiedy są solidnie podwyższone wkładam do piekarnika i piekę ale nie rosną i nie pojawia się biały kapelusz. Przypominają biszkopty i bardzo im daleko do zgrabnych, wyrośniętych ciasteczek z czapeczkami ze zdjęcia.
Wanda
6 stycznia, 2021 at 10:54Może to jest kluczowy składnik?! W moim przypadku ciasteczka mimo gęstej konsystencji z czasem rozchodzą się na boki podczas suszenia. Po tym procesie, kiedy są solidnie podwyższone wkładam do piekarnika i piekę ale nie rosną i nie pojawia się biały kapelusz. Przypominają biszkopty i bardzo im daleko do zgrabnych, wyrośniętych ciasteczek z czapeczkami ze zdjęcia.
Wanda
6 stycznia, 2021 at 10:55Może to jest kluczowy składnik?! W moim przypadku ciasteczka mimo gęstej konsystencji z czasem rozchodzą się na boki podczas suszenia. Po tym procesie, kiedy są solidnie podwyższone wkładam do piekarnika i piekę ale nie rosną i nie pojawia się biały kapelusz. Przypominają biszkopty i bardzo im daleko do zgrabnych, wyrośniętych ciasteczek z czapeczkami z fotografii.
Wanda
6 stycznia, 2021 at 10:56Może to jest kluczowy składnik?! W moim przypadku ciasteczka mimo gęstej konsystencji z czasem rozchodzą się na boki podczas suszenia. Po tym procesie, kiedy są solidnie podwyższone wkładam do piekarnika i piekę ale nie rosną i nie pojawia się biały kapelusz. Daleko im do zgrabnych, wyrośniętych ciasteczek z czapeczkami z fotografii.
Wanda
6 stycznia, 2021 at 10:56Może to jest kluczowy składnik?! W moim przypadku ciasteczka mimo gęstej konsystencji z czasem rozchodzą się na boki podczas suszenia. Daleko im do zgrabnych, wyrośniętych ciasteczek z czapeczkami z fotografii.
Wanda
6 stycznia, 2021 at 10:56Może to jest kluczowy składnik?!
Wanda
6 stycznia, 2021 at 10:52Anno, to może jest kluczowy składnik?! W moim przypadku ciasteczka mimo gęstej konsystencji z czasem rozchodzą się na boki podczas suszenia. Po tym procesie, kiedy są solidnie podwyższone wkładam do piekarnika i piekę ale nie rosną i nie pojawia się biały kapelusz. Przypominają biszkopty i bardzo im daleko do zgrabnych, wyrośniętych ciasteczek z czapeczkami ze zdjęcia.
Suzy
6 stycznia, 2021 at 18:33Mi też czapka nie wychodzi , mimo że ciasta są suche ,wychodzą biszkopciki
Pati
14 marca, 2021 at 10:04Przy dwóch blachach z tej ilości ciasta, pierwsza była trochę testowa – na niej nie wyszły mi czapeczki. Na drugiej podważyłam delikatnie brzegi skorupek od papieru do pieczenia, co pozwoliło ciastu pod spodem spokojnie unieść je w piekarniku. Niezależnie od wyglądu, smakują cudownie.
pinio
6 listopada, 2021 at 11:17Ciekawe, czy wszystko jedno jaki anyż mamy na myśli: biedrzeniec anyż, nasz europejski, czy tzw. anyż gwiazdkowy (pochodzący z pd.wsch. Azji), a może każdy jedt hefnakowo dobry?
jaga
29 kwietnia, 2023 at 09:33Zrobiłam wszystko dokładnie jak w przepisie.Nie ma ani jednego kapelusza.Tak ciasteczka podczas suszenia się rolewają.A co najgorsze słodkie niesamowicie
Iwonka
20 grudnia, 2023 at 16:37Ja mam przepis 6 jajek, 40 dkg cukru, 50 dkg mąki, 1 paczka anyżu. Jajka z cukrem utrzeć na pianę (15 minut).
Następnie ucierać 15 minut na ciepło (na gazie lub parze). Ucieram drewnianą pałką. I jeszcze 15 minut na zimno tj. łącznie 45 minut.
Następnie partiami dodaje się mąkę wymieszaną z anyżem. Wymieszać.
Na lekko posmarowaną tłuszczem (lub wyłożoną papierem) blachę kładzie się łyżką ciastka. Gdyby ciasteczka rozlewały się przy kładzeniu na blachę to dodać troszkę mąki. Przygotowane ciasteczka odstawia się w ciepłe miejsce np.na ogrzewaną podłogę do następnego dnia. Dobrze wyschnięte ciastka można swobodnie dotykać palcem i nic im się nie dzieje.
Po 24 godzinach (minimum 12 godzin) odpieka się ciasteczka przy słabym ogniu do koloru jasno żółtego 160 stopni 15 minut. Nie dopuścić do zrumienienia, bo stwardnieją.