Przeglądając propozycje codziennych posiłków publikowanych kiedyś na łamach magazynów dla pań czy w poradnikach kulinarnych nie można oprzeć się wrażeniu, że brakuje nam dziś w kuchni nieco fantazji. Rozpieszczeni dostępnością gotowych dań i półproduktów nie szukamy daleko jesli idzie o posiłek. W codziennym menu sięgamy zazwyczaj do wąskiej grupy dobrze znanych, sprawdzonych potraw, co niestety skutkuje pewną monotonią. W osłupienie zatem wprawić może czasem choćby ilość deserów, jakie można znaleźć w dawnych źródłach, czasem zaskakujących w swojej prostocie a jednak dziś nieco zapomnianych. Tymczasem wiele z nich bazuje na składnikach, które zawsze mamy pod ręka w kuchennych szafkach lub na produktach sezonowych.
Jednym z takich deserów, które dziś postanowiłam odkurzyć są śliwki – suszone albo jeszcze lepiej – świeże, smażone w cieście. Niby nic odkrywczego, a jednak ze świecą szukać kto ostatnio takie robił. Przeprowadzając mały wywiad wśród znajomych, choć na niektórych stołach pojawiają się regularnie smażone w cieście jabłka (dajcie znać jeśli komuś potrzeba na takie przepisu – w przedwojennych książkach znalazłam ze trzy różne receptury!), to o śliwkach w taki sposób potraktowanych mało kto słyszał. A szkoda, bo to bardzo smaczny, typowo jesienny deser, którym można uraczyć rodzinę zupełnie na poczekaniu dodatkowo wykorzystując ewentualne sezonowe nadwyżki owoców. Czymś bardzo nietypowym w tym przepisie jest dodatek wina do ciasta, w którym smażymy owoce. Zabieg przyznaję – dziwaczny, ale jakże smaczny! Wino zastąpić można oczywiście wodą, ale jego dodatek zgodnie z oryginalną recepturą naprawdę miło podkręca smak. Dajcie koniecznie znać czy jedliście kiedyś śliwki tak przygotowane!
Takie śliwki najsmaczniejsze są jedzone jeszcze na ciepło – posypane cukrem pudrem lub polane ciepłym sosem waniliowym (przepis na taki znajdziecie choćby przy tym na leguminę z kaszki TUTAJ). Choć czas smażenia jest niedługi to jednak wystarczający by owoce cudownie zmiękły – dokładnie tak jak w cieście ze śliwkami. Choć tak przygotowany deser nie należy może do najpiękniejszych, zapewniam, że zasmakuje wszystkim amatorom jesiennych, domowych smaków.
- Ok 400 g śliwek (suszonych lub świeżych)
- 1 ½ szkl mąki
- 1 szkl białego wina
- 100 g masła
- 1/3 szkl cukru pudru
- 3 białka
- Cynamon
- Smalec lub olej do smażenia
- Z mąki odmierzyć połowę i razem z masłem zrumienić w rondelku. Zdjąć z ognia, dodać resztę mąki, cukier i cały czas mieszając – stopniowo dolewać wino tak by w cieście nie było grudek. Po uzyskaniu jednolitego ciasta (gęstszego niż ciasto naleśnikowe) odstawić do całkowitego wystudzenia. W tym czasie świeże śliwki umyć i pozbawić pestek. Najwygodniej jest owoce przekroić na pół ale można spróbować również i z całymi owocami. Białka ubić na sztywną pianę i delikatnie połączyć z resztą ciasta starając się jak najmniej uszkodzić jego strukturę.
- Na głebokiej patelni lub w rondelku o grubym dnie rozgrzać smalec lub olej. Polówki lub całe owoce obtaczać dokładnie w cieście i smażyć kilka minut z każdej strony aż nabiorą rumianego koloru. Podawać ciepłe, posypane cukrem pudrem lub z sosem waniliowym.
Śliwki można wydrylować i próbować smażyć całe. U mnie taki pomysł się nie sprawdził, bo ciasto z całej śliwki po prostu spływało. Przekrojone wpół w ogóle zresztą wygodniej się je!
Ciasto będzie nieco gęstsze niż takie na naleśniki. Grunt to mieszać na tyle zaciekle żeby nie było grudek.
Przy tym deserze trzeba kategorycznie wyzbyć się wszelkich skłonności do perfekcjonizmu! Śliwki nie wychodzą idealne, ale dodaje im to tylko domowego uroku! Smakują za to wybornie!
5 komentarzy
Agata
29 października, 2017 at 15:41Uwielbiam śliwki :) Z pewnością spróbuję tej nietypowej receptury, dziękuje :)
Monika
5 listopada, 2017 at 09:26Koniecznie! Trzymam kciuki żeby smakowały! :-) Pozdrawiam!
Anonim
14 stycznia, 2018 at 17:28Znam ten przepis po trochę inną nazwą, w którym w miejsce po pestce można włożyć migdał lub kawałek smażonej skórki pomarańczowej :)
Monika
15 stycznia, 2018 at 19:01Tak! Też się spotkałam z takim wariantem w jednej ze starych książek! Tzn. z wersją z migdałem w środku. Chociaż, ze skórką pomarańczową też musi być pysznie! <3
Pozdrawiam serdecznie!
Justyna
18 sierpnia, 2021 at 12:58Wiem, że od publikacji tego posta minęły już cztery lata, ale może ma Pani w archiwum te przepisy na jabłka? Mam o wiele za dużo jabłoni i powoli kończą mi się pomysły na to co zrobić z jabłkami :) Będę bardzo wdzięczna za inspiracje :)